2023-05-18 10:49:56 JPM redakcja1 K

Jak TikTok wpłynął na emigracje do Stanów Zjednoczonych

W obozie dla migrantów rozciągającym się wzdłuż granicy pomiędzy Tijuaną a San Diego Diane Rodriguez ciągle dochodziły słuchy o mylącym nagraniu na platformie TikTok.

Migranci proszą o pomoc w naładowaniu telefonów pomiędzy ogrodzeniami na granicy pomiędzy Tijuaną i San Diego. Polegają oni na telefonach komórkowych do uzyskania wskazówek dojazdu, komunikacji z rodziną i znajomymi, a czasem dostępu do mediów społecznościowych. (Carolyn Cole / Los Angeles Times)

 

To był czwartek a 30-letnia kobieta, która dorastała w górniczej wiosce w Kolumbii, spędziła już dwa dni w obozie obok wysokich stalowych pachołków, gdy szepty o wideo zaczęły się roznosić. Autor wideo twierdził, że przepis w Stanach Zjednoczonych pod nazwą „Title 42”, który został użyty podczas pandemii Covid-19 i umożliwiał rządowi sprawnie wydalić wielu migrantów bez pozwolenia im ubiegać się o azyl, wygaśnie dopiero w czerwcu.

Ale Rodriguez doszukała się własnych informacji, zanim opuściła stolicę swojego kraju jedenaście dni wcześniej i wiedziała, że przepis wygasa tego wieczoru. Doszła do wniosku, że post jest podstępem stworzonym, aby skłonić migrantów do płatnej porady prawniczej.

Inne wideo na TikToku, które zostało obejrzane 17 mil razy, fałszywie podawało dużymi, pogrubionymi literami, że od 11 maja migranci „nie mogą być deportowani”. Wkrótce tysiące ludzi zaczęli zostawiać przejmujące komentarze pod filmem. 

W końcu nadszedł mój moment 

Czy to prawda? 

Chce przyjechać i zobaczyć się z mamą 

W ostatnich dniach, migranci z całego świata korzystali w coraz większych ilościach z TikToka, Facebooka, Youtube’a oraz innych mediów społecznościowych, kiedy przebywali w przygranicznych miasteczkach, spali pod gołym niebem i walczyli z głodem oraz z nerwami, podczas czekania aż przejdą kontrolę służb granicznych. Nie robili tego tylko w celu uzyskania komfortu z kontaktu z bliskimi, ale także w celu uzyskania aktualnych informacji związanych ze zmianami przepisów i tym czy mogą one na nich wpłynąć.

Ich częste wyszukiwania i przewijanie filmów – skomplikowane przez często słaby zasięg sieci komórkowych i potrzebę oszczędzania wyczerpujących się baterii – podkreślają jak media społecznościowe i technologia sprawiły, że migracja do Stanów Zjednoczonych stała się łatwiejsza, ale również pod pewnym względem niebezpieczna. Konta influencerów przyspieszyły przepływ informacji w takich językach jak hiszpański, chiński i paszto, ale również zwiększyły rozpowszechnianie dezinformacji.

 

Migranci na Amerykańskiej granicy w Tijuanie w zeszłym tygodniu spędzili noc pod gołym niebem pomiędzy dwoma ogrodzeniami granicznymi przykryci zaledwie foliami termoizolacyjnymi. (Carolyn Cole / Los Angeles Times)

 

Przez dekady rodziny migrantów musiały długo czekać, czasem tygodniami, a nawet miesiącami, zanim dostali informacje, że ich bliski bezpiecznie trafił do Stanów Zjednoczonych. Obecnie wielu migrantów podróżuje z przenośnymi bateriami, aby ładować swoje telefony bez dostępu do prądu oraz kupują tanie karty SIM, żeby mogli codziennie pisać do swoich rodzin na platformie WhatsApp. (Rodriguez powiedziała, że zapłaciła około dolara za karty SIM na stacjach benzynowych w Salwadorze i Gwatemali oraz około 8 dolarów za kartę w Meksyku).

 Migranci często dołączają do grup na Facebooku, zanim opuszczą dom w celu szukania tras i połączenia się z innymi ludźmi wyruszającymi w tym samym czasie. Na granicy wiele osób ubiegających się o azyl polega na telefonach, aby umówić się na spotkanie w aplikacji CBP One – notorycznie szwankująca aplikacja mobilna stworzona przez Amerykański Urząd Celny i służbę Ochrony Granic, o której eksperci do spraw prywatności mówią, że budzi poważne obawy dotyczące gromadzenia danych przez rząd.

Nawet działania przemytników stają się coraz bardziej zautomatyzowane mówi Guadalupe Correa-Cabrera, profesor polityki i administracji publicznej na Uniwersytecie George Mason, który bada siatki przemytnicze.

Kobieta twierdzi, że organizacje przestępcze, które zajmują się przemytem ludzi, potrzebują mniej przemytników – czasem nazywanych kojotami – aby przemieścić migrantów z punktu do punktu w dzisiejszych czasach. Używają platformy WhatsApp, która umożliwia im zachować anonimowość podczas wysyłania migrantom instrukcji o tym, gdzie złapać następny autobus albo w celu wysłania im współrzędnych GPS do miejsca, w którym mają się spotkać.

Jak mówi Correa-Cabrera technologia i media społecznościowe przyczyniły się również do rozszerzenia migracji transkontynentalnej do Stanów przez Meksyk – obecnie z pomocą translatora Google ludzie mówiący po arabsku, chińsku oraz w większości innych języków mogą komunikować się z innymi w trakcie migracji w czasie rzeczywistym.

- „To bardzo ważna zmiana”, powiedziała kobieta. 

W piątkowy wieczór na granicy setki migrantów nadal koczowało pomiędzy dwoma rzędami ogrodzenia granicznego wzdłuż wąskiego kawałka ziemi, który w ostatnich miesiącach jest wykorzystywany przez pracowników kontroli granicznej jako celę na świeżym powietrzu. 

 

Migranci wystawiają swoje telefony komórkowe i ładowarki wzdłuż ogrodzenia granicznego z nadzieją, że ktoś im pomoże. (Carolyn Cole / Los Angeles Times)

 

Co kilka minut ręka migranta przeciskała się przez ogrodzenie zrobione z listew i machała telefonem i ładowarką. Parę metrów dalej 41-letni wolontariusz z San Diego, Nathan Cervantes zrobił prowizoryczną stację do ładowania z postawionych do góry nogami kartonowych pudeł i listwy zasilającej połączonej z akumulatorem w chodzącym samochodzie. 

On i inni wolontariusze oznaczali telefony migrantów taśmą maskującą i po kolei podłączali je do listwy zasilającej z dziesięcioma gniazdkami. Cervantes mówi, że kiedy oddawał ich naładowane telefony, niektórzy z migrantów, których poznał – ludzie z Afganistanu, Haiti, Jamajki, Rosji i Ukrainy – włączali tłumacz Google i pisali wiadomość, którą telefon przeczytał mu po angielsku. 

- „Dziękuje” mówili. „Niech cię Bóg błogosławi”. 

Cervantes zbierał się, żeby iść do domu, ale nie mógł przestać myśleć o spojrzeniach, które widział w oczach wielu ludzi – zawzięta nadzieja, powiedział, uporczywe trzymanie się idei amerykańskiego snu, który jak przypuszczał, może ich ostatecznie rozczarować. 

- „Mamy własne problemy”, powiedział.

Wkrótce inny wolontariusz przyszedł z generatorem zasilanym bateriami i zrobił stanowisko do ładowania blisko ogrodzenia. Tuziny migrantów zebrało się tam, aby błagać o możliwość naładowania telefonu. 

- „To ich jedyna linia przeżycia”, powiedział jeden z wolontariuszy.

Inni rozdawali paczki chipsów Pringles i małe plastikowe lalki dla dzieci. Kobieta z Wietnamu z brudem zgromadzonym w zmarszczkach pod oczami poprosiła o chusteczki do twarzy, a mężczyzna wskazał na sączący się pęcherz na lewej kostce. Wolontariusz dał mu małe opakowanie leków przeciwbólowych.

- „Jedna tabletka co sześć godzin”, powiedział. „Dochodź do siebie”.

 „Inshallah”, odpowiedział mężczyzna. Jak Bóg tak zechce. 

Niedaleko trójka młodych dzieci mężczyzny o imieniu Niamat Ullah Arabzada goniła się wokół prowizorycznego namiotu zrobionego z kawałków sznurka i foli termoizolacyjnej.

 

Migranci na granicy pomiędzy San Diego a Tijuaną przykryci folią termoizolacyjną, aby się nie wychłodzić w nocy. Niektórzy przebywają tu od kilku dni w oczekiwaniu, aż funkcjonariusze służby granicznej się nimi zajmą. (Carolyn Cole / Los Angeles Times)

 

26-letni ojciec, który dorastał w Jalabadzie w Afganistanie miał podkrążone oczy. Jego żona, która niedawno dowiedziała się, że jest w ciąży, odpoczywała na kawałku kartonu w miejscu, gdzie rodzina spędziła dwie ostatnie noce w temperaturze spadającej poniżej 10 stopni Celsjusza.

Uciekli z Afganistanu po narodzinach ich pierwszego syna pięć lat temu, ponieważ bali się Talibów, którzy jak mówi Arabzada zabili troje jego wujków. Przeprowadzili się do Sao Paulo, gdzie sprzedawał ubrania na targach i na Instagramie, ale nie mieli stałego dochodu a okolica, w której mieszkali, nie była bezpieczna. Jego żona wpadała w coraz cięższą depresję. 

Powiedział, że chcieli zagwarantować dzieciom bardziej stabilne życie, a więc w połowie kwietnia polecieli na Kostarykę, a później podróżowali kilkoma autobusami i po jeszcze jednym locie samolotem wylądowali w Tijuanie. Chcieliby ostatecznie dotrzeć do jego brata w Pensylwanii. 

Członkowie jego rodziny wysyłają mu codziennie wiadomości głosowe na WhapsApp, aby sprawdzić co u niego, a on stara się z całych sił brzmieć spokojnie. Wie, że jego ojciec, który ma chore serce, zamartwiałby się, gdyby zobaczył fatalną sytuację w obozie. 

- „Wszystko w porządku”, mówi ojcu. „I ja i dzieci mamy się dobrze”.

Niedaleko jego córeczka potknęła się i otarła sobie brodę o czerwoną ziemię. Zaczęła płakać, a ojciec pobiegł do niej, otarł kurz z jej twarzy i masował ją po plecach.

 

Migranci otrzymują pomoc od wolontariuszy, którzy tworzą stację do ładowania telefonów wzdłuż ogrodzenia na granicy w pobliżu San Ysidro w Californii. Dla większości z nich telefon jest linią życia. (Carolyn Cole / Los Angeles Times)

 

Przy prowizorycznej stacji ładowania migrantka z Kolumbii, Rodriguez wpatrywała się w dal. Jedyne co zjadła i wypiła w ciągu ostatnich paru godzin to butelkę wody i zbożowego batonika. 

Przeglądając Facebooka, wpisała frazę „koniec przepisu Title 42 i surowego prawa imigracyjnego” w wyszukiwarkę. Jeden z wyników, który jej się pokazał, był postem użytkownika ze śmiejącym się kotem na zdjęciu profilowym – lokalizacja użytkownika pokazywała Timbuktu – z tyradą o relacjach pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a Meksykiem oraz linkiem do wideo na Youtube.

Rodriguez powiedziała, że szuka wiarygodnych źródeł, skupiając się na klipach wideo od prezydentów lub innych urzędników, ale ciężko jest cokolwiek znaleźć, nie wyczerpując baterii, której potrzebuje, aby wysyłać wiadomości głosowe do 11-letniego syna, który dalej przebywa w Kolumbii. 

W jej miasteczku rodzinnym – cenionej lokalizacji dzięki złożom złota w górach – uzbrojone grupy żądają od wszystkich haraczu. Kobieta dodaje, że rok temu grupa mężczyzn porwała ją i trzymała ja w niewoli przez cztery dni. Po tym jak lider społeczności pomógł wynegocjować jej uwolnienie wraz z synem, uciekli do stolicy.

- „Tam”, mówi kobieta, „całe życie jesteś na wojnie”.

Czasami podczas swojej niedawnej przeprawy na północ i kilka razy podczas czekania pod granicą otworzyła TikToka i szukała filmów zawierających piosenkę pt. Ilegal autorstwaGrupo Recluta. Jest to ballada o podróży migranta na północ – o długich godzinach na pustyni, odczuciach głodu i łzach, o wysyłaniu pieniędzy z powrotem do kraju na ranczo, gdzie mieszkają rodzice albo o tym, że już nie odczuwasz głodu ani zima, ale za to słyszysz samotność, kiedy dzwonisz do domu. 

 

Mężczyzna i kobieta, którzy właśnie przybyli na południową granicę Stanów Zjednoczonych z Meksykiem, trzymają telefony komórkowe i czekają. (Carolyn Cole / Los Angeles Times)

 

Migranci nagrywają TikToki do tej piosenki z klipami wideo, które często pokazują ich idących jeden za drugim po pokrytych kamieniami pustynnymi ścieżkami, w porzuconych domach z przemytnikami, jak czekają skuleni pod foliami termoizolacyjnymi, a pod koniec jak ponownie widzą się z rodziną albo wysyłają pieniądze do bliskich z kraju.

- „Chce tego”, Rodriguez rozmyśla podczas oglądania filmików. 

Pozwala wyobrazić sobie wyimaginowaną przyszłość – klipy wideo, które może sama nagra w pracy, którą lubi albo z synem uczącym się, żeby zostać weterynarzem. Może pewnego dnia i ona sięgnie pamięcią do tych chwil i stwierdzi, że było warto. 

Udostępnij
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy.
Treść wiadomości jest wymagana.


INNE WIADOMOŚCI


NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE