2025-03-26 11:02:03 JPM redakcja1 K

Podróż do sekretnego świata zmumifikowanej pary znalezionej w Weronie

Małżonkowie Teresa Nizzola i Marco Steffenoni zostali odnalezieni 15 marca, jednak zmarli już w październiku. On zmarł na zawał serca, a ona prawdopodobnie zdecydowała się na samobójstwo, odkręcając zawory gazu. W testamencie przekazali swój pokaźny majątek organizacjom trzeciego sektora, wspierając migrantów oraz schroniska dla zwierząt.

Zdjęcie: corriere.it

Od naszego wysłannika 

WERONA – Cztery kilometry za rzeką Adygą wąska i kręta droga o nazwie Strada dei Monti wspina się na wzgórze otoczone kapliczkami ku czci św. Józefa, kamerami monitoringu, winnicami, papierowymi ogłoszeniami o zaginięciu kota Ettore, a także Porsche i Ferrari. Panuje tu pozorna harmonia, ale tabliczki „Strefa kontroli sąsiedzkiej” przypominają, że mieszkańcy trzymają się razem, mimo że przestrzeń wokół nich zwiększa dystans między nielicznymi domami. Po lewej stronie drogi otwiera się niewielka zatoczka, gdzie stoi brama wisząca na włosku.

Jesteśmy w Paronie, dzielnicy Werony, w sercu Valpolicelli. To tutaj, pod numerem 20, którego cyfry są wyryte w murze, znajduje się posiadłość Marco Steffenoniego (75 lat) i jego żony Mari Teresy Nizzoli (o rok starszej). Za bramą, podtrzymywaną niebieską taśmą po wcześniejszym włamaniu, ścieżka znika między dębami, prowadząc do willi, gdzie małżonkowie zmarli w październiku. Ich ciała pozostały w domu aż do 15 marca, soboty, kiedy zostali odnalezieni – on na górnym piętrze, ona na dolnym. Przez miesiące zwłoki uległy mumifikacji.

Zmarli już w październiku 

Minęły Święta Bożego Narodzenia. Minął Sylwester. Minęłaby pewnie i wiosna, gdyby trzej młodzi ludzie, eksploratorzy opuszczonych domów, nie przeskoczyli ogrodzenia, by wejść do środka. Dom nie był opuszczony: był grobowcem. Młodzi wezwali policję, a ta rozpoczęła dochodzenie. Nie wydaje się, by było tu jakiekolwiek zagadkowe okoliczności. Mąż i żona. Izolowali się za życia, szczególnie po pandemii; zostali zapomniani również po śmierci. W procesie stopniowego odcinania się od świata – wyciszone telefony, nieodebrane połączenia, niewysłane wiadomości, nieopłacone rachunki.

Teraz o nich opowiadają tylko przemoknięte listy, które nie mieszczą się w czterech skrzynkach pocztowych i leżą na ziemi. A zatem: „Kaczor Donald, Diodak i kosmiczne sępy”, „Prawdziwe oblicze Kaczora Donalda”, „Kaczor Donald, Daisy i niespodziankowa rocznica” – on, były dentysta, znany w Weronie, prowadzący gabinet w centrum, uwielbiał klasyczne komiksy. A potem: Fundacja mediolańska pomagająca bezdomnym, stowarzyszenie na rzecz bezpańskich psów, organizacja broniąca lasów, instytucja wspierająca adopcje dzieci na odległość – ona była wspólniczką, aktywistką, przede wszystkim darczyńcą.

Ogromny majątek przekazany organizacjom społecznym 

Oboje nimi byli. Steffenoni, poważnie już chory, jak wyznali księża z Werony, sporządził testament. I za zgodą żony pozostawił ogromny majątek dla innych. W domyśle dla trzeciego sektora. Dla tych, którzy pomagają migrantom, dla tych, którzy walczą przeciwko eksperymentom laboratoryjnym na zwierzętach. Podobno dla brata zostawił niewiele lub nic, a ten powiedział gazecie L’Arena: „Zdecydowali, że wystarczą sobie nawzajem”. Ale czy naprawdę wystarczali? Bez dzieci, bez przyjaciół, bez znajomych, a nawet bez sąsiadów? Piszemy „nawet”, bo obok paktu, który reprezentowała tabliczka „Strefa kontroli sąsiedzkiej”, istniała również grupa czatowa mieszkańców Parony – posiadaczy elitarnych rezydencji, chroniących sejfy, skarbce i kolekcje sztuki, którzy komunikowali się między sobą za każdym razem, gdy ktoś obcy przebywał w okolicy lub gdy samochody na zagranicznych rejestracjach kursowały tam i z powrotem ulicą Strada dei Monti. Ale ta para? Nie, nic. Nie byli nawet w czacie. Jakie to dziwne uczucie usłyszeć odpowiedź – i nie jest to zmowa milczenia, ale szczere wyznanie. „Naprawdę nie mam pojęcia, kim byli”.

Wiele pytań o ich samotny koniec 

Zawał serca zabił Steffenoniego. Co jednak stało się z Marią Teresą? Samobójstwo przez odkręcenie gazu? Atak serca? A może poddała się i zmarła z żalu po stracie męża? Nie wiadomo też, kto odszedł pierwszy, dlaczego nikt nie wezwał pomocy. Lekarz sądowy wykluczył udział osób trzecich – nie było morderstwa, napaści, rabunku. A jednak, gdy sprawa stała się głośna, do willi wtargnęli szabrownicy. Prokuratura i policja w Weronie nie przekazują wielu informacji dziennikarzom na ten temat, ale złodzieje długo przeszukiwali dom, szukając wartościowych przedmiotów. I było czego szukać. Ale tym, co najbardziej zapamiętali śledczy, był rzeczywisty obraz ostatnich chwil tej posiadłości: pęknięcia w ścianach, dziury w podłodze, odpryski tynku, rozbite szyby, zbutwiałe meble, brud i zaniedbanie wszędzie. Od miesięcy. Od lat. Tak, ten dom był opuszczony.

Autor:
Andrea Galli | Tłumaczenie: Julia Soból — praktykantka fundacji: https://fundacjaglosmlodych.org/praktyki/

Źródło:
https://www.corriere.it/cronache/25_marzo_24/coppia-mummificata-verona-eredita-fe4f8784-8844-4f73-aba0-056118c51xlk.shtml

Udostępnij
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy.
Wymagane zalogowanie

Musisz być zalogowany, aby wstawić komentarz

Zaloguj się

INNE WIADOMOŚCI


NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE