Nowy początek po 60. roku życia: chciałem się odnaleźć – więc samotnie przepłynąłem kajakiem 6800 mil
Mark Fuhrmann porzucił swój dobytek i wyruszył w wielką podróż, podczas której był ścigany przez aligatora, obudził się tuż obok niedźwiedzia brunatnego i na własne oczy zobaczył żarłacza białego.
Krótko przed ukończeniem 60. roku życia Mark Fuhrmann zdał sobie sprawę, czego chce. ,,Pomyślałem , że chciałbym być sam zobaczyć wszystko czego nie widziałem i doświadczyć rzeczy , których nigdy wcześniej nie doświadczyłem". Fuhrmann (który w internecie posługuje się pseudonimem Mark Ervin) wyruszył na liczącą niemal 6 tysięcy kilometrów wyprawę kajakową, a teraz, w wieku 65 lat, właśnie wrócił z drugiej podróży, samotnie pokonując "Wielką Pętlę". Jego licząca 11 tysięcy kilometrów podróż z Nowej Szkocji obejmowała wielkie jeziora USA, rzeki śródlądowe, Zatokę Meksykańską i Atlantyk.
Fuhrmann jest mieszkającym w Norwegii Kanadyjczykiem, wyruszył w te podróże "aby rozpocząć emeryturę" po prowadzeniu w Oslo morskiej firmy PR przez ostatnie 30 lat. Zanim wyruszył w podróż, w czerwcu ubiegłego roku zamienił swój dom na mieszkanie i uporządkował swój dobytek. "Dobrze było pozbyć się tych wszystkich rzeczy i zrozumieć, że to nie jest tylko przejściowa zachcianka, tylko zupełnie nowy okres w życiu", mówi.
O dziwo nie planował swojej podróży, zobowiązał się jedynie do zbierania funduszy dla Lekarzy bez Granic i Kapitanów bez Granic. "Pomyślałem, że spróbuję zrobić 40 km każdego dnia. Ale nigdy nie wiedziałem, gdzie położę głowę do snu".
Czekała go masa wyzwań psychicznych i fizycznych, czasem nawet zagrażających życiu. Na Florydzie ścigał go aligator, ale na szczęście udało mu się prześcignąć głodnego gada. Na jeziorze Huron obudził się z drzemki na brzegu i zobaczył niedźwiedzia brunatnego pływającego zaledwie kilka metrów od niego; klasnął w dłonie i niedźwiedź odszedł.
W Maine nadciągnęła mgła i Fuhrmann musiał przepłynąć cały stan, nie widząc linii brzegowej, statków ani skał. "To był najgorszy psychiczny niepokój, jakiego w życiu doświadczyłem", mówi. W okolicy Bostonu, podczas 14., ostatniego miesiąca, zobaczył "czarną płetwę poruszającą się w moim kierunku niczym wąż". Położył wiosło na kolanach i czekał.
"Jeśli można powiedzieć, żarłacz biały może się przechadzać, to właśnie to wtedy zrobił. Przepłynął obok, nie zwracając na mnie większej uwagi", powiedział. Dziesięć minut później Furhmann wciągnął swój kajak do zatoczki, gdzie spotkał mężczyznę, który zaprosił go do swojego domu na kawę i szarlotkę. Cała jego podróż była wypełniona podobnymi zwrotami akcji oraz interakcjami z nieznajomymi, które były dla Fuhrmanna "wezwaniem do autentyczności".
Co ma na myśli? "Natura jest w każdym z nas. Jeśli jej unikasz, unikasz doświadczania czegoś, co jest kluczowe dla tego, jaką jesteś osobą. Chcę prawdziwych rzeczy - w życiu nie chodzi o to, by mieć jak najwięcej. Myślę, że musimy zaakceptować to, na jakim etapie życia jesteśmy w wieku 60, 65 lat".
Mimo to 14-miesięczna samotna wyprawa kajakowa wykracza poza akceptację swojego stanu - bardziej przypomina świadomie ambitną decyzję o sięgnięciu po coś więcej.
"Przez cały czas żyłem w niepokoju", przyznaje, głównie z powodu braku planu, który sprawił, że każdego dnia wyszukiwał w Google "port" i mając nadzieję na najlepsze. Często zakradał się do pustych łodzi lub kabin, tylko po to, by się przespać. "Każdego dnia zastanawiałem się <Co ja robię?>".
Czy brak planu był dla niego czymś niezwykłym? "Nie. Zawsze robię rzeczy dosyć spontanicznie", przyznaje. "Byłem żonaty z pianistką. Zmarła na raka w wieku 45 lat".
Poznali się w Los Angeles, gdzie Fuhrmann przeprowadził się w wieku 26 lat, a następnie razem przenieśli się do rodzinnego kraju jego żony, Norwegii. Była ona lekarzem i to właśnie po jej śmierci Fuhrmann kupił kajak tandemowy, aby spędzać czas ze swoim, wówczas 10-letnim, synem.
Teraz trójka jego dzieci (ma także dwie córki) jest już dorosła, a 65-letni Fuhrmann jest dziadkiem. Co więc czeka go w przyszłości?
"Patrzę na emeryturę jak na okres", mówi. Wyruszył w swoją ostatnią podróż, ponieważ, jak mówi: "chciałem lepiej zrozumieć, kim jestem. Wszyscy mają własne podejście do tego, jak należy żyć na emeryturze. Pomyślałem: <zapomnij o tym>. Chciałem mieć czas na błądzenie myślami oraz ponowne odkrycie wartości i siły ciszy".
Kajakarstwo było oczywiście bardzo powolnym sposobem podróży. Kiedy mijały go motorówki, powtarzał sobie: "Są inne rzeczy, które się liczą - rzeczy, które dają ci wartość w życiu. Pomyślałem: <Ty możesz płynąć szybciej, ale ja płynę dalej>".
Dział: Moje podróże
Autor:
Paula Cocozza | Tłumaczenie: Aleksy Balerstet