2024-10-21 14:58:17 JPM redakcja1 K

Szwajcarski hotel odcięty od świata przez 12 godzin każdego dnia

Ten dziesięciopokojowy hotel pełni także funkcję dworca kolejowego, peronu i poczekalni Mimo że Szwajcaria jest pełna Alepjskich hat i trudno dostępnych hoteli, Alp Grüm jest górską anomalią jak żadna inna.

Zdjęcie: Mike MacEacheran

„Na szczęście nie ma tu żadnych dróg. Tylko natura. Wschody Słońca. Zachody. Bezruch. Nic więcej”, powiedział mi Primo Semadeni, 57-letni menadżer hotelu Alp Grüm w Graubünden, gdy staliśmy z widokiem na wysoko położoną przełęcz wiecznie pokrytą śniegiem. Ścieżka dźwiękową był szepczący wiatr, śpiew ptaków i rwąca woda gdy rzeka spływała w dół doliny.

„Rozejrzyj się, mamy góry i lodowce, jesteśmy daleko od codzienności. To wyzwanie, ale także nasze błogosławieństwo”.

Trudno dostępne hotele i haty to szwajcarska specjalność, a wiele z nich zachowało się jako pomniki alpejskiej historii. Region Jungfrau, w ośnieżonych Alpach Bernejskich, to wzniosłe schroniska w wyłączonych z ruchu samochodowego wioskach Mürren, Wengen i Kleine Scheidegg, do których dotrzeć można wyłącznie wyciągiem narciarskim, kolejką linową lub zębatą. Są to miejsca medytacji, do których podróżują wędrowcy, a umysł spowalnia.

Jest tu także mnóstwo schronisk schowanych w górskich ostępach, od Alp Appenzell aż po Zermatt. Hospicjum Świętego Bernarda w Valais jest niezwykłym przykładem, wymagającym ciągłego przedzierania się w rakietach śnieżnych zimą lub dojazdu wysokogórską drogą, która jest otwarta dla podróżnych dopiero po odwilży.

Jednakże Alp Grüm, rozciągający się na krawędzi brzytwy grzbiet po południowej stronie przełęczy Bernina na wysokości 2 091 m n.p.m., przekracza takie ekstrema. Znajduje się na pograniczu języków, gdzie na północy mówi się po romańsku, a w dolinie poniżej po włosku. Pod Piz Bernina, najwyższym szczycie wschodnich Alp, nie ma żadnej drogi. Przez cały rok jedynym sposobem na dostanie się tam jest wielogodzinna wspinaczka – niezalecana zimą – albo przejechanie się koleją Rhaetian, która piętrzy się wysoko między małymi miasteczkami Pontresina i Poschiavo w pobliżu włoskiej granicy.

Zdjęcie: Alamy

Hotel jest tak odosobniony, że jedynym sposobem na dostanie się tam jest wielogodzinna wspinaczka albo przejazd koleją.

Co więcej, tożsamość hotelu wiąże się z historią firmy kolejowej, przez co pełni funkcję stacja kolejowej, peronu i poczekalni. Jednakże między 20:00 a 8:00, pociągi opuszczają tory, a hotel jest odcięty od reszty Szwajcarii, pozostawiony samemu sobie.

Zwiedzanie Alp często może sprawiać wrażenie wejścia w książkę z opowieściami, to uczucie jest zwłaszcza silne w dolinie Engadin, gdzie horyzont jest litografią wielkich gór, których grzbiety przypominają fale. Byłem w tym regionie wiele razy – aby zmierzyć moje doświadczenie Szwajcarii w jej najdzikszym wydaniu z pionierami turystyki sportów zimowych – ale tym razem byłem w komfortowych warunkach, na pokładzie Bernina Express, podróżując na południe od Chur, najstarszego miasta w Szwajcarii.

Historia Alp Grüm zaczęła się w 1906 od Bernina-Bahngesellschaft, wizjonerskej firmy kolejowej, która przedstawiła swój ambitny plan zelektryfikowanego pociągu łączącego Szwajcarię z Włochami pod górami i lodowcami. Co sprawiło, że pomysł był tak niezwykły to fakt, że byłaby to nawyżej położona kolej w Alpach, otwierając teren dla turystów, ale także ułatwiając podróż kupcom; w tamtych czasach, posłańcom jeżdżącym konno, niebezpieczna podróż między Samedan a Tirano zajmowała 9 godzin. Problem nasilał się zimą ze względu na ryzyko lawin i możliwość utknięcia w zaspach śnieżnych.

Stwiedzenie, że Szwajcaria nie miała precedensu na taki rodzaj projektu inżynierskiego byłoby niedopowiedzeniem. Trzydzieści lat wcześniej, w 1888 roku, niderlandzki hotelarz Willem Jan Holsboer założył pobliską wąskotorową kolej Landquart-Davos. Miasto Davos jest najbardziej znane ze Światowego Forum Ekonomicznego, ale jego korzenie sięgają miasta uzdrowiskowego, a Holsboer zbił na tym kapitał, przyciągając do kurortu więcej turystów niż powozy konne. Nie mniejszym cudem było otwarcie kolei Gotarda z Immensee do Chiasso w 1882 roku, która była wówczas najdłuższym tunelem kolejowym na świecie.

Zdjęcie: Alamy

Między 20:00 a 8:00 hotel jest całkowicie odcięty od reszty Szwajcarii

To właśnie na tym tle, w słoneczny lipcowy dzień 1910 roku, otwarto linię Bernina, a Alp Grüm rozpoczęło życie – nie jako zbudowany z kamienia, 10-pokojowy hotel i poczekalnia, jak ma to miejsce dzisiaj, ale jako drewniana chata, skąd szef stacji mógł codziennie rano sprawdzać linię. 

Koleje Retyckie przejęły kontrolę nad linią Bernina w 1943 roku, a pomysł, jak opisuje go rzecznik firmy Camille Härdi, miał być po prostu „przystankiem wypoczynkowym” – w co dziś trudno uwierzyć.

„Linia Bernina początkowo nie miała operować przez cały rok” powiedział Härdi. „Jednakże zarząd kolei zdecydował w 1910 – po ukończeniu linii do Tirarno – o zakupie pługa śnieżnego. Po raz pierwszy został użyty zimą 1910/1911 roku i udowodnił, że jest świetnym wynalazkiem technologicznym, zdolnym do znacznego obniżenia kosztów związanych z odśnieżaniem”.

W dzisiejszych czasach linia Bernina jest rzadko, jeśli w ogóle, zamykana, co oznacza, że Alp Grüm nie jest już Shangri-La jakim było kiedyś. „Zima zmieniła się na przestrzeni lat, wraz z cofaniem się lodowców i globalnym ociepleniem” powiedział Härdi. „Mimo to, dalej jest tutaj mnóstwo śniegu. Istnieje lokomotywa zwana „Dmuchawą Śnieżną”, która zapewnia, że pociąg rusza nawet po obfitych opadach śniegu”.

Wyobraźcie sobie dzisiejsze podekscytowanie miłośników pociągów: na linii Bernina Line, wpisanej na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO, znajduje się jedyna na świecie samobieżna lokomotywa odśnieżna o napędzie parowym.

Zdjęcie: Alamy

Scenereia wokół Alp Grüm obejmuje niebiesko-zielone Lago Palü, które jest zasilane wodą lodowcową z lodowca Palü

Mimo to, wiele z pierwotnego impulsu do budowy Alp Grüm przetrwało. Geometria lodowców i jezior pozostaje nieskazitelnie piękna, a kiedy dotarłem na miejsce, byłem natychmiast zafascynował mnie lodowiec Palü i niebiesko-zielone Lago Palu na jego końcu. 

Powyżej znajdowało się Ospizio Bernina, najwyższej położona kolej w Alpach, o wysokości 2,253m. Daleko poniżej, patrząc w kierunku Valposchiavo, serpentynowy łuk torów wije się w dół stromego zbocza. Na pierwszym planie, stacja, przebudowana w kamieniu w 1923 roku, była wspaniale odizolowana. Panowała tu atmosfera włoskiej willi przeniesionej na szczyt góry, a specjalnością peronowej restauracji były pizzoccheri (płaskie, krótkie kluski gryczane).

Według Semadeniego, który spędził tu 18 lat, najtrudniejszą częścią życia w Alp Grüm jest nieprzewidywalność, jaką niesie ze sobą każdy dzień. I delikatnie mówiąc, to był jeden z tych dni. „Dziś rano jedna z moich kelnerek odeszła” – powiedział Semadeni, wzdychając. „Wskoczyła do pociągu i wyjechała gdziekolwiek, byle nie tutaj. Zrozum, to nie tylko praca. Bycie tutaj to styl życia”.

Problemy występują także z łańcuchem dostaw linii. Wszystko, co serwowane jest w restauracji przez 10 miesięcy w roku (hotel zamykany jest w listopadzie i przez miesiąc po Wielkanocy) przyjeżdża pociągiem, a wysublimowana lokalizacja nie zawsze rekompensuje nieterminowane dostawy. Gdy rozmawialiśmy, Semadeni czekał na dostawę prosciutto crudo.

Zdjęcie: Mike MacEacheran

10-pokojowy hotel pełni także funkcję stacji kolejowej, peronu i poczekalni

Są to góry pełne niebezpieczeństw – lawin, osuwisk, szczelin lodowcowych, burz i lawin skalnych. Bez wątpienia jednym z łatwiejszych do pokonania problemów jest brak włoskiej szynki.

„Oczywiście, ale nie mogę pojechać nigdzie indziej, żeby ją zdobyć” – uśmiechnął się Semadeni, a jego nastrój się poprawił. „A jeśli zapomnę zamówić chleb, to też go nie mamy. W niektóre zimowe dni nie ma problemu, bo nie mamy gości. Ale kiedy świeci Słońce, może pojawić się 60 lub więcej osób”.

Inną skargą Semadeniego – być może najbardziej irytującą ze wszystkich – są dni, w których linia jest zamknięta, a takich doświadczył wiele. Na szczęście w tym roku usługę przerwano tylko raz. Nie będąc górskim mnichem, Semadeni lubi rytm nowych przybyszów.

Alp Grüm jest bez wątpienia niedocenianym szwajcarskim zabytkiem – a wszędzie panuje przepych. Latem kwitnie tu alpejski ogród, w którym kwitną przywrotnik pospolity, melisa i mięta pieprzowa. Zimą, w nocy, wzgórza zdają się zamykać, w zmowie z gwiazdami. A kiedy odjeżdża ostatni pociąg, panuje niemal nieosiągalna cisza.

Cieszyłem się, że odwiedziłem to miejsce. To była wycieczka do części Szwajcarii, którą tak niewielu widzi. Istnieje tylko natura, powiedział Semadeni. Cisza i nic więcej.

Dział: Świat

Autor:
Mike MacEacheran | Tłumaczenie: Bartłomiej Kapuściński - praktykant fundacji https://fundacjaglosmlodych.org/praktyki/

Źródło:
https://www.bbc.com/travel/article/20241015-the-swiss-hotel-cut-off-from-the-world-for-12-hours-a-day

Udostępnij
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy.
Wymagane zalogowanie

Musisz być zalogowany, aby wstawić komentarz

Zaloguj się