Na krawędzi
Wysokie budynki w mniejszych i większych miastach coraz częściej atakują… głodni adrenaliny „sportowcy”. To młodzi ludzie zajmujący się builderingiem. W tym sporcie liczy się każdy ruch. Trzeba być skupionym, żeby odpowiednio postawić nogę, przytrzymać się i nie spaść z dużej wysokości.
Młodzi ludzie coraz częściej poszukują nowych, często niebezpiecznych wyzwań. Możliwości mają wiele. Poczynając od pokonywania tras w parkach linowych, wspinaczkach wysokogórskich, na skoku na bungee kończąc. Wszystko to pod okiem wykwalifikowanych instruktorów, z odpowiednim zabezpieczeniem technicznym. Co jednak, kiedy taka adrenalina nie wystarcza? Pozostaje skok ze spadochronem, a może po prostu zdobywanie wieżowców, ale bez zabezpieczenia?
Nowa dyscyplina sportu?
Buildering to nowa dyscyplina sportu, która staje się, coraz bardziej popularna. Wspinaczka bez zabezpieczenia na elewacje budynków, mury, mosty, pomniki i inne konstrukcje, których pierwotnym przeznaczeniem z pewnością nie jest wspinanie. Prawie zawsze jest to nielegalne, aczkolwiek, z braku odpowiednich regulacji prawnych, nie zawsze równoznaczne z odpowiedzialnością karną. Amatorzy tego „sportu” w mediach nazywani są „Ludźmi-Pająkami”. Niewątpliwą zaletą builderingu jest fakt, że jako jedna z nielicznych dyscyplin, nie wymaga posiadania markowego sprzętu sportowego. Wystarczą sprawne ręce, nogi, wysoki budynek i ogromna odwaga.
Polski akcent
Jednym z polskich krzewicieli tej dyscypliny jest Marcin Banot, śląski wspinacz builderingowy, wideobloger i przedsiębiorca. Swoją przygodę rozpoczął w wieku 22 lat, a pierwszy budynek, jaki zdobył to jego rodzinna kamienica. Wspinanie z czasem stało się dla niego ucieczką od rzeczywistości. W jednym z wywiadów wspomniał, iż w momentach wspinaczki zapomina o problemach dnia codziennego, skupia się na tym, by dojść do celu, którym zawsze jest szczyt budynku. Na jego codzienny trening składają się ćwiczenia ogólnosprawnościowe. Jazdę na rowerze i granie w piłkę uważa za zbyt pospolite.
Jego przygody ze wspinaniem nie zawsze kończyły się dobrze. Zdarzał się, ze interweniowała policja i dostawał karę grzywny (w wysokości tysiąca złotych za wychodzenie na elektrociepłownię). Najbardziej znanym wyczynem tego sportowca jest dotarcie na Hotel Marriott w Warszawie. Dokonał tego bez uprzęży, w czasie ponad trzydziestu siedmiu minut.
O tym, iż Marcin Banot jest człowiekiem, a nie pająkiem może świadczyć sposób, w jaki kończy swoje filmy publikowane w Internecie. Zawsze podkreśla w nich swoje lęki i obawy, przyznaje, że najbardziej boi się, iż kiedyś z powodu wypadku podczas wspinaczki zostanie kaleką i stanie się obciążeniem dla swoich bliskich.
Ryzykowna dyscyplina
Na wielu stronach internetowych można znaleźć informacje o śmiałkach, dla których wyjście na wieżę czy mur było ostatnią przygodą w ich życiu. Jednym z takich osób był Huayuan Hua. Ten zaledwie 26-letni mężczyzna wdrapał się na dach 62-piętrowego centrum handlowego, stracił równowagę i runął w dół. Nie miał najmniejszych szans na przeżycie. Na wspinaczkę zdecydował się dla zarobku. Firma, która zleciła mu nagranie filmu podczas wchodzenia na dach budynku, obiecała sowite wynagrodzenie. Pieniądze chciał przeznaczyć na wesele i leczenie chorej matki.
W życiu każdego z nas jest wiele priorytetów do których co dzień dążymy. Wszyscy chcemy być szanowani, dokonać czegoś ważnego, zostawić po sobie ślad i zostać zapamiętani przez pokolenia jako bohaterowie. To naturalne pragnienia każdego człowieka. Zbieranie znaczków czy gra w golfa nie wyróżnia jednostki z tłumu tak bardzo jak wspinaczka po wysokich budynkach i konstrukcjach. Może właśnie ten fakt kieruje ludźmi, którzy bez najmniejszego zabezpieczenia wychodzą na najwyższe budynki świata ryzykując własne życie i zdrowie. Bowiem „tylko ci, którzy podejmą ryzyko pójścia za daleko, dowiedzą się, dokąd można dojść”.
Dział: Rekreacyjne
Autor:
Patrycja Sarota | tłumaczenie: Redakcja
Źródło:
własne