Recenzja gry Star Wars Jedi: Survivor. Przeżyj za wszelką cenę.
Pierwsze oceny Star Wars Jedi: Survivor były zadowalające. Krytycy ocenili grę mniej więcej na tym samym poziomie, co Fallen Order, jednocześnie zauważając, że twórcy poprawili wszystkie jej podstawowe elementy.
Narzekano już na problemy techniczne nowej gry, ale głosy niezadowolenia nie zdominowały zdania większości. W ogólnym rozrachunku gra okazała się sukcesem! Czekanie i pre-ordery nie poszły na marne!
Jak się jednak okazało, gra ma poważne problemy. Nie tylko z FPS-ami i nie tylko na PC. W związku z tym twórcy obiecali, że do czasu premiery szybko zaktualizują i poprawią przygodówkę oraz dodadzą day one patch. To jednak nie pomogło. Trzeba było przeprosić i szybko wypuścić łatki. Mimo tego recenzje graczy na Steamie nadal są dalekie od dobrych, a na Metacritic, jeszcze niższe.
Wielu fanów Gwiezdnych Wojen i Fallen Order, którzy wyczekiwali Survivor, poczuli się ugodzeni prosto w serce. A jednak po spędzeniu trzydziestu godzin w odległej galaktyce, muszę powiedzieć: Respawn nie przeszedł na ciemną stronę mocy, chociaż momentami wydawało się, że nie ma już nadziei.
Nowa nadzieja
Od momentu zakończenia Star Wars Jedi: Fallen Order minęło kilka lat. Bohaterowie, zebrani na pokładzie Mantisa w finale pierwszej części nie są już razem i mieszkają na innych planetach. Statkiem kosmicznym dowodzi teraz sam Cal Kestis. Towarzyszy mu ciekawski przyjacielski droid BD-1 – bystry, emocjonalny i niezwykle ludzki. W działaniach przeciwko Imperium bohaterowi pomaga zespół dywersantów.
Nowa gra zaczyna się właśnie od jednej z takich misji i to od razu na Coruscant, stolicy Imperium. Jednak pomimo tego jak duże znaczenie ma to miejsce, większość akcji będzie się rozgrywać na innych planetach. A tymczasem na Coruscant znów nic nie idzie zgodnie z planem, w wyniku czego Cal poturbowany, wściekły i głodny nowych bitew, musi znaleźć bezpieczne miejsce, by zebrać siły.
Tutaj, na planecie Koboh bohater znajduje nie tylko bezpieczne schronienie, ale niemal drogę do Ziemi Obiecanej. To miejsce, do którego Imperium nie ma dostępu i gdzie można stworzyć dom dla cierpiących i prawdziwą ostoję dla nowych ofensyw przeciwko niszczycielom galaktyki. Pozostaje tylko upewnić się, że podróże kosmiczne do tego legendarnego miejsca (śmiertelnie niebezpieczne i wymagające od pilotów niesamowitych umiejętności) były w ogóle możliwe.
Ale Cal ma nadzieję na więcej i nowy cel. A to oznacz nowe przygody, poszukiwania tajemnic i oczywiście walki, zarówno z najeźdźcami, jak i wszelkiego rodzaju dzikimi zwierzętami i siłami Imperium. Nie ma pewności, że młody Jedi zachowa opanowanie i nie zacznie wykorzystywać ciemnej strony mocy. A ta bywa kusząca i skuteczna, gdy ma się wokół siebie tylu wrogów.
Podobnie jak w pierwszej części gry, świat Star Wars Jedi: Survivor jest oszałamiający. Jest tu mnóstwo detali, pejzaże, wschody i zachody słońca, osady, wszelkiego rodzaju zwierzęta, a w oddali błyska światło, jakby zachęcając do zbadania okolicy i rozwiązania kolejnej tajemnicy. A kiedy wchodzisz na szczyt lub patrzysz na te widoki, myślisz „zatrzymaj się na chwilę, jest tak pięknie!”. Bo tak naprawdę.
Prawdziwą przestronność zapewniają jednak tylko dwie planety: wspomniana wcześniej Koboh i opuszczona Jedha. W przypadku tej drugiej, wszystko jest od razu jasne: dużo piasku, kryjące się pod nim stwory, patrole Imperium i kilka bardzo ważnych dla rebeliantów miejsc. Koboh jednak wygląda na znacznie większe i zróżnicowane. To właśnie tutaj na ziemi i w katakumbach, na szczytach gór i w „ukrytych komnatach” dla Jedi, w głównej osadzie i wśród starych ruin spędzimy najwięcej czasu. Szczególnie jeśli czasem oderwiemy się od wątku głównego i wykonamy misje poboczne.
Pozostałe planety (w sumie sześć) stanowią stosunkowo niewielkie lokacje, przeznaczone na jedną lub dwie misje i późniejszą eksplorację. Szkoda, że deweloperzy skupili się właśnie na Koboh, jako na kluczowym miejscu akcji. Możemy sobie tylko wyobrazić, jak mógłby wyglądać Coruscant z szeregiem zadań pobocznych. Gdyby tylko nieco zmniejszyć i tak ogromne Koboh i rozbudować pozostałe planety…
Na szczęście twórcy posłuchali graczy i zaimplementowali system szybkiej podróży. Nie trzeba już biec do celu, jeśli było się tam już wcześniej i odkryło w pobliżu miejsce medtacji. Tak więc system „teleportu” zachęca nas do poszukiwania kręgów na ziemi i aktywowania ich do późniejszego wykorzystania. Gdyby szybka podróż nie była dostępna, gra ciągnęłaby się przez kilka dodatkowych niezbyt przyjemnych godzin.
Piękno uniwersum Gwiezdnych Wojen przejawia się w tym, jak wewnętrznie różnorodne mogą być jego światy. Zostały wypełnione mnóstwem barwnych postaci z własną historią, niezwykłych roślin, niebezpiecznych potworów i przyjaznych zwierząt. Kilka z nich można oswoić i wykorzystać: „ptaki” przeniosą cię w powietrze, inne zwierzęta dobrze skaczą, a jeszcze inne są niezastąpione na pustyni. Aby zaprzyjaźnić się z tymi stworzeniami, trzeba użyć Mocy. W podobny sposób można wpływać na umysły przeciwników, zmuszając ich do posłuszeństwa i na przykład, walki u twojego boku.
W kwestii ważnych dla historii bohaterów, oprócz tych podstawowych spotkamy na przykład Bode’a. Najemnika, będącego jakby połączeniem Hana Solo i Boby Fetta z blasterem i jetpackiem, który zrobi wszystko by zapewnić bezpieczeństwo swojej małej córce. Twórcy przedstawili zdolnego człowieka ze zrozumiałą motywacją, dzięki czemu jeszcze ciekawiej śledzi się jak rozwija się jego przyjaźń z Calem. Jednak pewne momenty w historii Bode’a i jego córki mogą budzić wątpliwości.
Zarówno Bode jak i Merrin pomagają, nie tylko umożliwiając bohaterowie przejście dalej. Ich głównym zadaniem jest przyciąganie wrogów w walce do siebie, byśmy mogli chociaż na chwilę złapać oddech i użyć stymów. Mogą też wspomagać atak na większych wrogów, aby nie dać im wytchnienia, pozbawić wytrzymałości i zadać więcej obrażeń. Pod tym względem obie postacie są równie cenne.
Imperium kontratakuje
Wspominaliśmy już, że bohaterowie będą musieli walczyć zarówno z Imperium, jak i najeźdźcami i agresywnymi zwierzętami. W tym systemie każdy walczy za siebie i swoje interesy: jedni poszerzają swoje wpływy i żerują na Jedi, drudzy mają osobiste motywy, o których dowiadujemy się w trakcie gry, a trzeci chcą zwyczajnie być zostawieni w spokoju. A jeśli jakiś podróżnik z mieczem świetlnym wpadnie w odwiedziny, chętnie skosztują jego mięsa.
Podobnie jak w pierwszej części, w Survivor spotkamy kilka legendarnych stworów, które okazują się znacznie silniejsze od normalnych przedstawicieli swojego gatunku (a niektóre przewyższają nawet bossów, chociaż problem leży raczej w bossach). Walka z nimi, nawet na niższym poziomie trudności będzie wymagała skupienia, ale zwycięstwo jest tego warte. Jeśli nie dla doświadczenia i nagrody, to przynajmniej dla wewnętrznej satysfakcji.
Ogólnie rzecz biorąc, Survivor ma takich aktywności całkiem sporo. Niektóre, jak walki z legendarnymi wrogami czy łowcami nagród wymagają zręczności i precyzyjnych ruchów. Znalazły się tu też wyzwania na arenie, oferujące najczęściej konkretną broń i stawianie czoła falom wrogów, od zwykłych szturmowców po wielkie droidy i potwory. Do tego dochodzą „ukryte komnaty” dla Jedi, które każą ruszyć głową i rozwiązać zagadki, a przy okazji pozwalają poznać historię tych, którzy byli w nich przed nami.
Na szczęście, Cal i BD-1 zachowali swoje umiejętności z pierwszej części (świetna sprawa nie musieć ponownie uczyć się tych samych rzeczy i trafiać na ograniczenia) oraz informacje o wojownikach Imperium, które poznali w oryginale. Nie trzeba też ponownie skanować każdego bazowego szturmowca. Jednak, ponieważ Imperium szybko rozwija swoją armię, zobaczymy kilku nowych wojowników, zarówno żywych jak i mechanicznych. W tym, znane już fanom uniwersum droidy, tworzące wokół siebie tarczę, dzięki której są niewrażliwe na ataki blasterami.
Jak wiadomo, Cal może używać blastera, który pozwala atakować przeciwników z dystansu. Ładujesz, strzelasz i zużywasz część ładunku broni. Jednak sam blaster na niewiele się zda. Prędzej czy później będziesz musiał zbliżyć się do wroga i walczyć mieczem świetlnym, aby móc ponownie strzelać.
Łącznie mamy do dyspozycji pięć podstaw (choć bezpośrednio w walce przełączamy się między dwiema aktywnymi). Cal może używać z pojedynczego miecza świetlnego, wzmocnionego i spowolnionego (jak u Kylo Ren’a), a także dwóch mieczy, miecza dwuręcznego lub miecza z blasterem. Każda postawa różni się podstawowymi cechami, takimi jak szybkość ataku i poziom zadawanych obrażeń, a każdą z nich ocenimy w miarę postępu w grze. Każdy znajdzie kilka stylów, które będą mu odpowiadać.
Podobnie jak gameplay z eksploracją świata, walki również przypominają te z Fallen Order. Stały się za to bardziej zróżnicowane dzięki nowym ruchom i unikalnym atakom. Survivor da się przejść z jedną postawą, znajdując taktykę (jeśli to koniecznie) przeciwko różnym wrogom. Podchodzenie bliżej i blokowanie działa na niektórych przeciwników, podczas gdy inni wymagają ciągłych uników. W grze są też nowi wrogowie, ale generalnie ich ruchy wydadzą się graczom dobrze znajome.
Wprowadzanie pokonanych przeciwników do bazy danych nie ma już jednak czysto eksploracyjnego charakteru. W Star Wars Jedi: Survivor w barze na Koboh dostępna jest gra, w której rywalizujemy z innymi postaciami na wirtualnym polu. Widzimy armię wroga i z pomocą posiadanych punktów rozstawiamy na pożądanych pozycjach naszych wojowników, podzielonych na trzy kategorie: imperialnych, najeźdźców i przedstawicieli fauny. Następnie wojska walczą samodzielnie, obierając za cel najbliższych przeciwników.
Każde starcie podzielone jest na 3-4 bitwy. Jeśli przegramy jedną z nich, zaczynamy wszystko od nowa. Jeśli jednak wygramy, dostajemy jakiś mały bonus, elementy kosmetyczne lub wartościowe przedmioty. Można je również zdobyć podczas eksploracji świata, a następnie kupić za nie coś nowego. Podobnie elementy kosmetyczne (do mieczy, blasterów, BD-1 i samego Cala: ubrania, fryzury i brody), nowe dźwięki, perki (dające małe bonusy takie jak dodatkowe obrażenia czy ulepszone blokowanie), a także zdolności BD-1 do hakowania droidów.
Wracając do baru, który na początku gry prowadzi staruszek Griz. Początkowo to zwykła dziura, ale z czasem przekształca się w atrakcyjny lokal. Tutaj można rozmawiać z mieszkańcami i zbierać plotki, czyli dodatkowe zadania, obiecujące korzyści, albo przynajmniej doświadczenie. Można też zająć się aranżacją ogrodu na dachu i wypełnieniem akwarium na piętrze. W tym pomoże ekscentryczny rybak z zabawnym akcentem i mnóstwem opowieści. Można go znaleźć nad najbardziej sekretnymi zbiornikami wodnymi, a każde spotkanie jest radosne. Przynajmniej, jeśli twoim celem jest wypełnienie akwarium wszystkimi rodzajami ryb.
Słuchać lokalnych bywalców można godzinami, ale niepotrzebne rozmowy można pominąć w ustawieniach. Jeśli oczywiście nie chcemy pozachwycać się dubbingiem w angielskim lub innym języku, na przykład hiszpańskim, portugalskim, japońskim, japońskim, czy nawet polskim. Niestety, rosyjskiego nie uwzględniono, więc osoby rosyjskojęzyczne muszą się dostosować albo zaczekać na nieoficjalną lokalizację z głosami bohaterów Fallen Order. Osoby, które nie są szczególnie zaznajomione z Gwiezdnymi Wojnami nie muszą się obawiać. Nie ma tu niezrozumiałych terminów i słów, których nie da się wywnioskować z kontekstu.
Powrót Jedi
Tak naprawdę Survivor nie jest o Calu Kestisie. Kim on w ogóle jest w tej historii? Można go porównać z bohaterem popularnych filmów, pokazujących ewolucję postaci. Ale jak w takim przypadku uniknąć spojlerów? Owszem, jest bohaterem, ale istnieje podejrzenie, że trzecia odsłona, która z pewnością ukaże się w przyszłości, postawi znacznie więcej pytań o to kim jest Cal Kestis i jaka jest jego rola w walce z Imperium i innymi siłami w galaktyce. I naturalnie, dostarczy odpowiedzi, na które czekamy z niecierpliwością.
Survivor pokazuje Jedi w różnych sytuacjach. Dążą oni do swoich celów, a których każdy jest na swój sposób dobry i zły. To co odróżnia od byłych rycerzy to wybrana przez nich ścieżka oraz umiejętność kontrolowania swoich emocji i Mocy. Chociaż po zastanowieniu wydaje się, że większość wybrała tę drugą opcję, bo prawie każdy ma krew na rękach i nie jest pewne, kto ma na swoim koncie więcej śmierci. Jak to zwykle bywa w grach, gdzie likwidujemy wszystko wszystkich i co staje na drodze.
Rozprawiamy się ze wszystkimi używając Mocy. Cal odkrywa w sobie coraz więcej zdolności, jak na przykład wspomniana wcześniej umiejętność podporządkowywania innych swojej woli. „To nie tych droidów szukasz”, „zabij wszystkich dookoła” i tak dalej. Może stać się prawdziwą maszyną do zabijania, której nie zatrzymają nawet dziesiątki najbardziej zaawansowanych droidów Imperium. Kolejnych przydatnych umiejętności bohatera może nauczyć Merrin, a pierwsze ich wykorzystanie jest naprawdę efektowne! Cal będzie też mógł korzystać z bardziej zaawansowanych technologii, takich jak hak, dzięki któremu dostanie się na niedostępne wcześniej wysokości.
Dodatkowe możliwości zyska także BD-1. Z jego pomocą będziemy przecierać nowe szlaki, niszcząc miejscową „czarną pleśń”, wystrzeliwać pociski elektryczne i skakać między unoszącymi się w powietrzu platformami. Wszystkie najciekawsze rzeczy, jak zawsze odkrywamy bliżej finału, a dostępne planety w całości eksplorujemy dopiero na sam koniec gry. Na szczęście, kolekcjonerzy perfekcjoniści będą mogli szybciej osiągnąć swoje cele, dzięki urządzeniom, które po zhakowaniu ujawniają na mapie miejsca warte odwiedzenia.
Powrót jedi w Star Wars Jedi: Survivor mógł być maksymalnie spektakularny: barwny i dźwięczny, poszerzający rozgrywkę z oryginału i prowadzący intrygę do samego końca. Ale wyszło jak wyszło, a wrażenia z gry popsuła optymalizacja i naprawdę groźne błędy.
Ta pierwsza jest jasna, współcześnie to problem wielu gier. Smutne jest to, że rzadko można doświadczyć premiery bez spadków FPS-ów. A w Survivor nawet na arenach i bardzo ograniczonych lokacjach zdarzają się drastyczne problemy. Te ostatnie z kolei są wyjątkowo frustrujące.
Twórcy albo nie przewidzieli, że dojdzie do mało prawdopodobnego, ale jednak możliwego zdarzenia i dalsza rozgrywka stanie się niemożliwa, albo pozwalając graczom na korzystanie z dostępnych narzędzi nie założyli, że przy kolejnym rozwidleniu gracze pójdą w lewo zamiast w prawo. Zobaczą przycisk, wcisną go i uniemożliwią przejście dalej. Tak było w przypadku autora artykułu na planecie Jedha. Na szczęście restart gry pomógł.
Nie zapominajmy też o takich bugach jak wrogowie unoszący się w powietrzu czy powietrze zmieniające się w szaro-czarne pasy.
Zakup Star Wars Jedi: Survivor teraz świadczy o wielkim zamiłowaniu do tego świata. Zamiłowaniu bez względu na wszystko, które będzie bolało tym bardziej, im bardziej chciałeś poznać dalszą historię Cala Kestisa i jego przyjaciół.
Nie żałuję spędzenia trzydziestu godzin w odległej galaktyce i spędziłbym ich jeszcze więcej, gdybym nie grał na średnim, a na wysokim poziomie trudności, jak w Fallen Order. A czerpałbym z niej jeszcze więcej radości, gdybym jej nie wyczekiwał i nie zamówił w przedsprzedaży, a pozwolił EA i Respawn wypuścić najpierw kilka większych łatek.
W niektórych momentach gameplayu (szczególnie kiedy zetknąłem się z błędem na planecie Jedh), czułem się tak, jakby Star Wars Jedi: Survivor nie zasługiwał na ocenę wyższą niż trójka. Ale nawet jeśli kierować się tylko emocjami, Survivor dostarcza znacznie więcej pozytywów niż negatywów (choć pewnie nie powiedziałbym tego, gdybym miał zacząć wszystko od nowa).
Niektórzy powiedzą pewnie, że nie można chwalić gry, która w momencie premiery ma tyle błędów. I takie stanowisko jest zrozumiałe. Jednak w mojej wewnętrznej walce między gniewem a radością, zwyciężyło to drugie i szala przechyliła się w stronę pozytywnej oceny. Nie każdy jednak będzie podzielał te odczucia i większość zapewne wolałaby poczekać na naprawienie gry, albo na jej przecenę.
Dział: Gry komputerowe
Autor:
Владимир Макаров | Tłumaczenie: Julia de Rosier
Źródło:
https://www.igromania.ru/article/32331/Obzor_Star_Wars_Jedi_Survivor._Vyzhit_lyuboy_cenoy.html