2024-09-24 17:52:43 JPM redakcja1 K

Recenzja płyty „The Seer” zespołu „Swans”

„Swans” to zespół, który wykorzystuje w swojej muzyce najbardziej pierwotne emocje. Ich drugi album studyjny od czasu reformacji w 2010 roku jest jednym z najdłuższych w dorobku grupy i udaje mu się rozwinąć ich brzmienie, jednocześnie podsumowując wszystko, co nagrali wcześniej.

Zdjęcie: Okładka albumy The Seer, 2012

Swans to zespół, których muzyka brzmi jak obcowanie z pierwotnymi siłami: grzmoty i błyskawice, ogień i siarka, czy nawet pana nad niewolnikiem czy drapieżnika nad ofiarą. Ich najwcześniejsze albumy ukazały się w następstwie nowojorskiej sceny no wave, która była jednym wielkim radykalnym konkursem, który miał na celu sprawdzenie, kto może sprawić, by rock brzmiał najbrutalniej jak to możliwe, zachowując jednocześnie filary i formy, które są z rockiem związane. Swans, będąc świeżo na tej scenie, muzyką, jaką zaproponowali, brzmieli, jakby chcieli siłą całkowicie zmieść rocka z powierzchni ziemi. Rezultatem ich muzyki było coś, co brzmi jak mnisi śpiewający przed silnikiem odrzutowym. Frontman, Michael Gira, porównał kiedyś bycie w zespole do „wspinania się po piaszczystym wzgórzu w koszulce z włosami, będąc spryskanym kwasem akumulatorowym, z karzełkiem drwiącym z ciebie” – to opis, który równie dobrze mógłby opisywać słuchanie ich muzyki.

W późnych latach 80-tych i wczesnych 90-tych Swans przeszli przez fazę goth, wprowadzając syntezatory, pogłos, gitary akustyczne i inne składniki tego, co większość ludzi nazwałaby „muzyką”. Ale kiedy wszystko wydawało by się zbyt wygodne, Gira niesprowokowany rzucał wersy takie jak: „Nigdy nie mówisz, że mnie znasz, kiedy jestem w tobie” lub „Tak się cieszę, że jestem lepszy od ciebie”. Piękno i brzydota nigdy nie były tak istotne dla ich muzyki, jak możliwość przekształcenia jej w przestrzeń do konfrontacji. Mówiąc wprost, Swans nie są – i nigdy nie byli – przyjaźni dla niedzielnego słuchacza.

Po prawie 15-letniej przerwie, podczas której Gira, frontman zespołu skupił się na mrocznym amerykańskim projekcie Angels of Light, Swans powrócili do tworzenia muzyki. Od tego czasu wydali dwa albumy, jeden studyjny (My Father Will Guide Me Up a Rope to the Sky, 2010) i jeden koncertowy (We Rose From Your Bed With the Sun in Our Head, 2012). „[Ponowna iteracja zespołu] nie jest powtórzeniem przeszłości, a nowym otwarciem” – powiedział Gira w 2010 roku. Obecnie Gira ma 58 lat i często fotografowany jest w kowbojskim kapeluszu, zawsze pełny powagi. Trwający dwie godziny The Seer jest jednym z najdłuższych albumów studyjnych grupy, podejmuje duże ryzyko, na który mogą zdobyć się tylko najbardziej pewni siebie i egocentryczni artyści, udaje się na tym albumie rozwinąć ich brzmienie, jednocześnie podsumowując wszystko, co wcześniej nagrali.

Obecna paleta zespołu obejmuje cały mnóstwo instrumentów akustycznych: dzwonki, akordeon, klarnet, cymbały, chór i coś, co jest określane kryptonimem „ręcznie robione skrzypce”. Z wyjątkiem okazjonalnych przesterów wzmacniacza, album kładzie niesamowity nacisk na ludzkie możliwości w przekazywaniu emocji z instrumentu w znacznie bardziej satysfakcjonujący sposób niż maszyny, kiedykolwiek by mogły. (Jako dobry przykład, Gira spędza pierwsze cztery i pół minuty w utworze Mother of the World dysząc do rytmu w mikrofon). Hałas nigdy nie był, aż tak istotnym elementem muzyki Swans, co czysty dysonans; sposób, w jaki pewne kombinacje nut dosłownie powodują, że wydaje ci się, że twoje ciało zaczyna samo wibrować. W swoich najbardziej chaotycznych momentach, takich jak finał utworu tytułowego The Seer, zespół nie tylko brzmi agresywnie, ale brzmi tak, jakby się rozpadał.

Utwory na The Seer nie są piosenkami, ale kompozycjami, riffami spiętrzonymi na riffach, zmieniającymi się i ewoluującymi nawet przez pół godziny. Czasami to Gira śpiewa; ale często jest za nim niepokojący chór. Jedna sekcja przechodzi w następną w sposób bardziej przypominający ścieżkę dźwiękową do filmu niż album, a nawet stosunkowo spokojne utwory, takie jak Lunacy, zaczynają się i kończą krętymi, wciągającymi pasażami, gdy zespół nieustannie buduje napięcie. Podobnie jak samoloty, Swans traktują wzbijanie się w powietrze równie poważnie jak sam lot.

Stylistycznie album nakreśla swoje muzyczne horyzonty, poprzez wszechświat poważnej, apokaliptycznej muzyki: od country bluesa, przez free jazz, po drone i brutalny, hipnotyczny gitarowy rock Glenna Branki i Sonic Youth, kiedy Gira nieustannie ryczy i zawodzi w pustkę. Ważni tutaj też są goście specjalni na albumie. Była wokalistka Swans Jarboe też ma swój wkład, podobnie jak Karen O i Ben Frost, który dorzuca moje ulubione „ogniste dźwięki (akustyczne i syntetyczne)”. Im większa grupa, tym bardziej kolektywne uczucie i tym większa iluzja, że muzyka nie pochodzi z wnętrza studia czy komputera, ale istnieje, jak duch, istnieje gdzieś w zewnętrznym świecie i osacza cię z każdej strony.

W ten sam sposób, w jaki trudno byłoby w pełni doświadczyć dobrego filmu, oglądając tylko jego połowę, The Seer wymaga dwugodzinnego „seansu”. Parafrazując słowa pisarza Bena Marcusa z rozmowy z Jonathanem Franzenem na temat wartości eksperymentalnej fikcji, nie jest to płyta dla kogoś, kto stoi przed wyborem, czy woli posłuchać sobie muzyki, czy wyjść z kolegami pograć w paintball. Oczywiście nie oznacza to, że trzeba zedrzeć z siebie skórę podczas słuchania, by czerpać z odsłuchu przyjemność. To sprawiło, że moje spokojne doświadczenie sprzątania domu, w tym przypadku, było na pewno bardzo ciekawym przeżyciem.

Na każdym etapie kariery Swans byli w jakiś sposób powiązani z jakimkolwiek „mrocznym” gatunkiem, który był kulturowo najbardziej zauważalny w danym momencie, ale The Seer potwierdza, czym naprawdę są i jakie będzie ich dziedzictwo: Psychodelicznym zespołem, który odrzuca muzyczny szablon psychodelii, jaki dały nam lata 60. Wizja zawsze była metaforą zarówno politycznej kontrkultury, jak i religijnego mistycyzmu. Są prorokami, odsuwający zasłonę, „widzący przez” rzeczy w celu ujawnienia tego, co uważają za autentyczną, palącą prawdę – o to zawsze chodziło Swans, a The Seer wydaje się być jeszcze bardziej sonicznie przytłaczający niż cokolwiek, co zrobili wcześniej.

Gira ukończył szkołę artystyczną, a nawet najbardziej dojrzale brzmiąca muzyka Swans jest zakorzeniona w rodzaju swoistego katharsis, które było konceptualnym sercem prezentacji scenicznych i sztuki ciała z lat 70-tych. Jeden z utworów z czasów studenckich obejmował w ramach eksperymentu zawiązanie mu oczu i zaprowadzenie go nagiego do pokoju pełnego nieznajomych z odtwarzaczem taśmowym przypiętym do jego ciała, odtwarzającym nagrane wcześniej wyznania jego seksualnych fantazji. Koordynatorzy utworu znaleźli kobiety chętne do zrobienia tego samego. Sedno utworu polegało na tym, że Gira i nieznajoma czołgali się po pokoju, aż znaleźli się nawzajem, po czym uprawiali seks.

W świecie Swans doświadczenie katharsis zawsze służy wzniesieniu się na wyższy poziom egzystencji. To prawda, większość ludzi prawdopodobnie woli znaleźć inspiracje w ćwiczeniach, a nie w publicznym seksie, ale podczas przesiewania pozornej ponurości Swans ważne jest, aby zdać sobie sprawę, że ich celem jest i zawsze było przypominanie nam o tym, jak ekstremalne stany życia, jakkolwiek intensywne, są wyjątkowym rodzajem błogosławieństwa. Jeden z ich albumów koncertowych nosił tytuł Feel Good Now, co jest takim meta paradoksem, na jaki mogą sobie pozwolić właśnie tacy artyści. Później, Swans przypominają nam subtelnie, że prędzej czy później umrzesz.

Czy ta muzyka wyzwala pierwotne emocję? Tak. Jest Intensywna? Absurdalnie intensywna. W utworze A Piece of the Sky Gira śpiewa, że „słońce będzie pieprzyć świt”. Dlaczego słońce nie może po prostu spokojnie wyjść nie wadząc nikomu, nie jest wyjaśnione. Ale wciąż jest miejsce na muzykę taką jak ta, muzykę, która bez skrupułów podąża w kierunku miejsca, w którym jej zdaniem mogą kryć się odpowiedzi. W końcu bez Ikara i jego skrzydeł nigdy nie dowiedzielibyśmy się, jak wysoko sięga niebo i jak gorące jest słońce. Przez 30 lat Swans kwestionowali granice między pięknem i brzydotą, muzyką i hałasem, katharsis i zmęczeniem. Zapożyczając czasownik z ich własnego brutalnego, wymagającego świata, The Seer jest albumem, który transcendentny nawet dla samego zespołu.

Dział: Muzyka

Autor:
Mike Powell | Tłumaczenie: Damian Mądry – praktykant fundacji: https://fundacjaglosmlodych.org/praktyki/

Źródło:
https://pitchfork.com/reviews/albums/16964-the-seer/

Udostępnij
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy.
Wymagane zalogowanie

Musisz być zalogowany, aby wstawić komentarz

Zaloguj się

INNE WIADOMOŚCI


NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE