2025-04-30 08:31:51 JPM redakcja1 K

Tak straszny jak go malują? Resident Evil Village po latach

7 maja mijają 4 lata od premiery ostatniej odsłony Resident Evil (nie licząc remake’u kultowej 4 części). Z tej okazji postanowiłem znowu zagubić się w klimacie nawiedzonej wioski i zmierzyć się z wilkołakami, wampirami i innymi dziwactwami wprowadzonymi w Village. Czym właściwie jest ta gra? Czy to faktycznie kontynuacja siódemki, czy kalka czwórki?

Grafika: https://store.steampowered.com/agecheck/app/1196590/

 

Village stanowi bezpośrednią kontynuację wydarzeń z 7 części serii. Mijają 3 lata od
wydarzeń w posiadłości Bakerów. Ethan i Mia doczekali się w tym czasie narodzin
ich dziecka – Rose. Rose jednak zostaje porwana przez Mirandę - założycielkę
nadnaturalnego kultu terroryzującego wschodnioeuropejską wioskę. Ethan znów
musi zmierzyć się z różnego rodzaju potworami, mutantami, wilkołakami i innymi
maszkarami, by uratować swoją rodzinę. Jego głównymi oponentami (oprócz
Mirandy) są lordowie wioski – Alcina Dimitrescu z jej wampirzymi córkami, lalkarka
Donna Beneviento, potwornie zmutowany mutant Salvatore Moreau i szalony
naukowiec z mocą magnetyzmu Karl Heisenberg.


Wokół gry wybuchło wiele kontrowersji. Największym zmartwieniem fanów było
wprowadzenie szerokiej gamy przeciwników, którzy znacząco odbiegali tematycznie
od standardowych zombie, do których przyzwyczaiła nas seria. Moim zdaniem te
zmartwienia nie były uzasadnione. Resident Evil od początku nie stroniło od
przerysowanych i nietypowych przeciwników (Hunters, wielkie pająki, zmutowane
psy, większość stworów z 4 części). Dodanie do gry elementu mistycyzmu
urozmaica nieco doświadczenie i wzbudza naturalną ciekawość gracza. Oczywiście
jest to Biohazard – wszystko poparte jest eksperymentami naukowymi, bronią
biologiczną i innymi wcześniej wytyczonymi tropami. Nowi przeciwnicy doskonale
wpasowują się w świat przedstawiony i naprawiają tym samym największą bolączkę
7 odsłony. Gra zapewnia ogromną różnorodność przeciwników co odbija się
pozytywnie na odczuciach wizualnych i gameplay’owych.


Czym tak właściwie jest ta gra? Ni to stary resident oparty na fundamentach survival
horroru, ani przepełniony akcją jak szóstą część. Określiłbym ten tytuł jako coś
między siódmą a czwartą odsłoną serii. Widać tu wiele podobieństw dzielonych z
ostatnią przygodą Ethana. Gra korzysta z perspektywy pierwszej osoby, wciąż
korzystamy z bloków i kucania do unikania obrażeń, a historia wraca do wątku
pleśni. Tytuł posiada jednak wiele więcej DNA czwartej części, a wręcz rozwija
pomysły, które zdały się tam utknąć. Podczas przygody tytułowa wioska stanowi
punkt powrotu z eskapad po głowy czterech lordów. Za każdym razem, gdy do niej
wracamy, dzięki nowym przedmiotom odblokowujemy kolejne jej zakamarki. Tytuł
stawia bardzo duży nacisk na eksplorację, która w tym przypadku jest bardzo
opłacalna. Przeciwnicy często pochłaniają tonę ołowiu, toteż liczy się każdy nabój.


Wraca też polowanie na różnego rodzaju artefakty i skarby jak i kupiec, który działa
niemal identycznie jak merchant w RE4. Duke, bo tak się nazywa – ma w swojej
ofercie bronie, dodatki do nich, amunicję i inne przydatne zasoby. Nowością w serii
jest możliwość polowania na zwierzęta. Spokojnie, nie jest to żaden Monster Hunter,
a mięso zyskane z polowania służy do przygotowania dań u kupca, które trwale
zwiększają statystyki głównego bohatera takie jak maksymalne zdrowie i prędkość
poruszania. Jest to moim zdaniem całkiem ciekawe urozmaicenie gameplayowe,
które w ograniczony sposób pozwala na rozwój umiejętności protagonisty i zachęca
gracza do eksploracji. Gra zapewnia też ogromną różnorodność w lokacjach jakie
zwiedzimy – gotycki zamek, opustoszała wioska, gigantyczna postindustrialna

fabryka, nawiedzony dom, czy zalane miasteczko. Pomaga w tym wszystkim
przepiękna grafika. Sam złapałem się na tym, że nie raz robiłem screeny
zachwycających widoków podczas rozgrywki.
Mam ambiwalentne odczucia wobec systemu walki. Przeciwnicy są różnorodni i
zapewniają frajdę z kolejnych starć z nimi, lecz czegoś mi brakuje. Mimo to walka
czasem może wydawać się nudna. Format akcji, wyciągnięty rodem z RE4,
kontrastuje z mechanikami RE7. Ścierając się z hordami przeciwników przydałoby
się jakieś urozmaicenie, takie jak system walki wręcz z RE4. 

Nie oczekuję, że everyman taki jak Ethan będzie robił fikołki i wykonywał kopniaki niczym Leon
Kennedy, ale na pewno dałoby się wprowadzić nowe ruchy dla protagonisty, czy
inne gimmicki. Ostatecznie uważam gameplay za zrealizowany naprawdę dobrze,
lecz do perfekcji wiele brakuje. Gra nadrabia jednak naprawdę wyjątkowym i
ciekawym doborem broni jakimi może posługiwać się protagonista. Nie brak tu
nietypowych modeli strzelb, pistoletów, granatników i innych narzędzi zniszczenia.
Ponadto są one świetnie animowane, zaryzykowałbym stwierdzeniem, że pod tym
względem jest to szczyt serii.


Gra stawia też duży nacisk na horror i nie boi się korzystać ze sprawdzonych
rozwiązań. Nie kładzie na to tak dużego nacisku jak RE7, lecz gracz nie raz
podskoczy na krześle. Same lokacje też w dużym stopniu przyczyniają się do
tworzenia atmosfery grozy. Na uwagę szczególnie zasługują sekwencje w zamku
Dimitrescu, fabryka Heisenberga (koncept przeciwników to regeneratory z RE4 na
sterydach) i dom Beneviento, w którym walczymy z halucynacjami. Synergia horroru
działa w tytule naprawdę dobrze i nie pozwala się nudzić. Mimo to, narzekać można
na to, jak bardzo “poszatkowana” jest gra. Sekcje, które przemierzamy są bardzo
wyraźnie oddzielone i nie raz ma się wrażenie, że zamiast spójnego świata,
pokonujemy po prostu kolejne poziomy. Gra jest przeładowana zawartością i widać
to na każdym kroku. Działa to na niekorzyść prezentacji antagonistów. 

Wyraźnie można wyodrębnić etapy Dimitrescu i Heisenberga jako te najciekawsze w trakcie
rozgrywki. Niestety są one skondensowane względem pozostałej dwójki, by każdy
otrzymał równy kawałek ciasta. Najbardziej ubolewam nad etapem w zamku, gdyż
jest on swego rodzaju powrotem do korzeni serii. Cierpi też fabuła, bo najciekawsze
postacie – wampirzyca i Karl Heisenberg tracą czas ekranowy na rzecz innych. Bez
wątpliwości to właśnie szalony naukowiec z mocą magnetyzmu jest najbardziej
intrygującym adwersarzem - nie stoi po stronie kultu, a chce zniszczyć go i objąć
władzę na swoich zasadach. Jest to bardzo niejednowymiarowa postać, która
ograniczona jest tylko do roli jednego z czterech bossów.


Gra otrzymała dodatek fabularny – Shadows of Rose. Protagonistką jest tytułowa
Rose - córka Ethana. DLC kontynuuje wątki z podstawki i zamyka sagę Wintersów.
Niestety nie mogę powiedzieć wiele dobrego o perypetiach nastolatki. Gra używa
lokacji z oryginału - głównie zamku Dimitrescu i domu Beneviento. Dodatek stara się
odtwarzać gameplay z pierwszych odsłon serii, lecz wychodzi mu to mizernie.
Głupkowata fabuła, nudna i powtarzalna rozgrywka oparta na najgorszych tropach z
oryginału sprawia, że DLC nie jest warte uwagi.


Podsumowując, uważam, że Resident Evil Village to ciekawy i w gruncie rzeczy
udany eksperyment. Tytuł rozwinął znane koncepcje i wprowadził zupełnie nowe
pomysły, będąc przy tym pełnoprawnym przedstawicielem tej kultowej serii. Mam
nadzieję, że Capcom pozwoli sobie na więcej takich eksperymentów, bo Resident
Evil jest marką, która pozwala na puszczenie wodzów fantazji deweloperów.

Autor:
Maciej Łoziński

Źródło:
Tekst Autorski

Udostępnij
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy.
Wymagane zalogowanie

Musisz być zalogowany, aby wstawić komentarz

Zaloguj się