2024-04-17 21:39:15 JPM redakcja1 K

Zawsze więcej filmów 9 kwietnia!

Najwidoczniej dopiero w latach pięćdziesiątych wydarzyło się w Norwegii coś, o czym warto nakręcić film.

Sukces: „Max Manus” z Akselem Henniem w roli tytułowej to zdecydowanie najpopularniejszy norweski film wojenny. Fot. Filmkameratene AS

Zawsze więcej filmów 9 kwietnia! A najlepiej częściej niż raz w roku. Przynajmniej jeśli wierzyć norweskiemu przemysłowi filmowemu. Niedawno okazało się, że powstaną nie jeden, a dwa filmy o zatonięciu niemieckiego okrętu wojennego Blücher we fiordzie Oslo.

To nie jest zaskakujące, że Norwegowie lubią oglądać filmy o II wojnie światowej, biorąc pod uwagę ich historię. Typowy sukces filmowy w Norwegii opowiada historię odwagi norweskich bohaterów stawiających opór okupantom, którzy popełniają straszliwe zbrodnie. Mimo ogromnych wyzwań i poświęceń, strona ta w końcu odnosi zwycięstwo, co stanowi dramatyczne, ale satysfakcjonujące zakończenie.

Wprowadzenie nowej fali: „Max Manus” z 2008 roku był pierwszym z nowszych hitów kinowych z okresu II wojny światowej. Występują tu aktorzy Knut Joner, Christian Rubeck i Aksel Hennie. Fot. Kolekcja Everett

Dlatego też lista ostatnich, drogich filmów wojennych jest długa i zawiera takie tytuły jak: „Max Manus”, „Dwunasty człowiek”, „Wybór króla”, „Zbrodnia ostateczna”, „Krigsseileren”, „Narwik” i „Convoy”, a także serial telewizyjny „Atlantic Crossing”. Wszystkie opowiadają o odważnych Norwegach walczących przeciwko niemieckiej okupacji. I wszystkie zostały obejrzane przez ponad 260 000 Norwegów w kinach.

Najpopularniejszy film „Max Manus” obejrzało blisko 1,2 miliona Norwegów. Co ciekawe, film, który najbardziej krytykuje handel i zachowania Norwegów podczas wojny, „Zbrodnia ostateczna”, jest najrzadziej oglądanym z wyżej wymienionych filmów, na który sprzedano „jedynie” 120 000 biletów.

W każdym razie liczby te potwierdzają, że zainteresowanie oglądaniem tego typu filmów jest bardzo duże. Mówimy o najważniejszym i najbardziej przełomowym wydarzeniu w najnowszej historii Norwegii, które w ogromnym stopniu przyczyniło się do ukształtowania norweskiej tożsamości i samoświadomości. Mocne produkcje filmowe, takie jak „Krigsseileren”, skłoniły wielu ludzi do refleksji nad tragicznym losem marynarzy wojennych.

Bohaterska odwaga: Król Haakon (Jesper Christensen) to jeden z wielu bohaterów, którzy w norweskich filmach wojennych przeciwstawiają się niemieckiej opresji. Fot. European Film Awards

Wszystko wskazuje na to, że Norweski Instytut Filmowy, który nadzoruje dystrybucję publicznego wsparcia filmowego dla norweskich producentów, nie jest zadowolony z faktu, że ma na półce dwa filmy dotyczące Blüchera.

To możliwe tylko dzięki złożeniu wniosków o wsparcie dla obu filmów w ramach tzw. „programu rynkowego”. Program ten został utworzony, aby zapewnić, że w Norwegii będą powstawać filmy komercyjne na wielką skalę. Aby uzyskać wsparcie, wystarczy, że panel oceni, iż film przyciągnie do kina dużą widownię. Ponieważ projekty są oceniane indywidualnie, nie są one porównywane między sobą.

Norweski Instytut Filmowy właśnie złożył wniosek do konsultacji. W swojej propozycji sugeruje, aby panel miał możliwość omówienia wszystkich projektów. Chcą w ten sposób zapobiec sytuacji, w której w przyszłości powstaną dwa filmy tak bardzo do siebie podobne, że ryzykują konkurencję na rynku.

Jednak nawet bez dwóch filmów o Blücherze, mało prawdopodobne jest, aby tak duża część ogólnego publicznego wsparcia filmowego była przeznaczona na historie związane z wojną.

Tragiczny rozdział: „Krigsseileren” to jeden z najbardziej rozpoznawalnych współczesnych norweskich filmów wojennych, dzięki któremu lepiej poznano losy marynarzy wojennych. Fot. Roxana Reiss / Więcej Filmu

Po pierwsze, okupacja przyćmiewa niemal całą inną przeszłość. Niewiele jest filmów z innej epoki historycznej.

Dramat konstytucyjny 1814 roku? Odłączenie się od Szwecji w 1907 r.? Nie można ich zobaczyć w norweskich filmach. Czas tak brutalny, pełen przygód i interesujący jak epoka Wikingów? Nie ma, z wyjątkiem filmu „Ostatni król” Nilsa Gaupa. Przełomowe czasy, takie jak ostatnia połowa XIX wieku, kiedy Norwegia była wypełniona po brzegi wybitnymi artystami i kiedy kształtowało się nowoczesne społeczeństwo? Nic takiego nie istnieje.

Produkcja dramatów historycznych jest kosztowna, co nie dziwi, że firmy produkcyjne, które składają swoje projekty do Norweskiego Instytutu Filmowego, obawiają się wysokich wydatków. Jednak fakt, że istnieje tylko jedna bezpieczna opcja dla norweskich widzów, by zobaczyć film z przeszłości, i że ta opcja jest stale wykorzystywana, prowadzi do ubóstwa w branży filmowej w Norwegii.

Większość norweskich filmów wojennych opowiada o tych, którzy walczą przeciwko władzy okupacyjnej. Tutaj Carl Martin Eggesbø w „Bitwie o Narwik”. Fot. Eirik Linder Aspelund.

Po drugie, filmy te, traktowane jako całość, raczej wzmacniają mity na temat Norwegów, niż je podważają. Tak czy inaczej, Norwegia miała swoich bohaterów i bohaterki, którzy ryzykowali wszystko, a czasem tracili wszystko, walcząc z okupacją.

Jednakże mieli również swoich zdecydowanych nazistów, kolaborantów gotowych do współpracy. Kobiety, które po wyzwoleniu doświadczyły silnych przeżyć i nie tylko, zwykli ludzie, starający się przetrwać, niezwiązani z żadną z walczących stron.

Duńczycy obserwują tych ludzi i są nimi zainteresowani. W serialu „Przeklęte lata” z 2020 roku przedstawione zostały historie rodzin właścicieli firm, którzy czerpali korzyści z niemieckiej okupacji. To wywołuje różne emocje u poszczególnych członków rodzin.

Thriller: Christian Berkel jako szef gestapo Hoffmann i Thure Lindhardt jako członek ruchu oporu Flammen w duńskim „Flammen og Sitronen”. Fot. Sandrew Metronome AS

Z kolei film „Płomień i cytryna” z 2008 roku to rodzaj paranoicznego thrillera, który opowiada historię duńskich bojowników ruchu oporu. Nie skupia się przede wszystkim na heroicznych czynach, ale na tym, jak trudne i dezorientujące jest wykonywanie rozkazu zabicia ludzi, których tożsamość jest nieznana. Przekazuje on również ważną lekcję, że zawsze należy być ostrożnym i nie ufać każdemu.

Byłoby ekscytująco zobaczyć więcej takich filmów także w naszym kraju. Najlepiej historie, w których główni bohaterowie nie są jeszcze znani, a już mityczni.

Ale zanim to nastąpi, musimy ponownie poczekać na 9 kwietnia. 

Dział: Kino

Autor:
Inger Merete Hobbelstad | Tłumaczenie: Agnieszka Wierzycka

Żródło:
https://www.nrk.no/ytring/alltid-mer-9.-april-1.16837199

Udostępnij
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy.
Treść wiadomości jest wymagana.


INNE WIADOMOŚCI


NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE