Lekarka z Finnmark w Strefie Gazy: „Zostałam rzucona na głęboką wodę, której najbardziej się obawiałam”
Problemy dnia codziennego wydają się błahe po pobycie w Strefie Gazy – mówi lekarka Anne Grethe Olsen. Miała okazję przyjrzeć się z bliska cierpieniom na Bliskim Wschodzie.
„Już drugiej nocy doszło do pierwszych sytuacji z masowymi obrażeniami. Właściwie od razu trafiłam w wir tego, czego najbardziej się obawiałam” – mówi Anne Grethe Olsen, lekarz wojewódzki (fylkeslege) w Troms og Finnmark. Olsen należy do personelu Czerwonego Krzyża, który może zostać wezwany do stref wojennych i konfliktów zbrojnych w krótkim czasie. Niedawno przebywała w szpitalu polowym w Strefie Gazy. Od czasu, gdy półtora roku temu wybuchła wojna między Izraelem a Hamasem, zginęło ponad 1400 Izraelczyków i 45 000 Palestyńczyków.
Ofiary wśród kobiet i dzieci
Olsen opowiada, że ataki często mają miejsce nocą, gdy ludzie są najbardziej bezbronni. Śpią i nie mają możliwości ucieczki. „W namiotach rannych zostało wiele kobiet, dzieci i mężczyzn – trafionych bombami lub postrzelonych. To były złamania, rozległe rany i obrażenia wewnętrzne” – relacjonuje. Dodaje, że szpital polowy, w którym pracowała, był w stanie zająć się większością urazów ortopedycznych i ranami. Pacjentów z ciężkimi obrażeniami wewnętrznymi odsyłano do większego szpitala w pobliżu.
Olsen mówi, że 37 procent wszystkich ich pacjentów stanowiły dzieci. Wiele z nich cierpiało na infekcje spowodowane złymi warunkami mieszkaniowymi, ale były też poważniejsze obrażenia wywołane bombardowaniem. „Kiedy chodzi o dzieci, to szczególnie mocno zapada w pamięć” – przyznaje.
Olsen była w Strefie Gazy przed wejściem w życie zawieszenia broni w niedzielę 19 stycznia. Jak twierdzi, nigdzie nie można było czuć się bezpiecznie. Ona i jej zespół docierali do szpitala polowego w opancerzonym samochodzie, w kaskach i kamizelkach kuloodpornych. Na zewnątrz panowały ciemności, nie było prądu, a na ulicach tłumy ludzi. Zniszczenia wzdłuż drogi były przygnębiającym widokiem. „Wszystkie budynki były zrujnowane. Warunki do życia były nie do pomyślenia. Wywarło to na mnie ogromne wrażenie” – opowiada fylkeslegen.
„Mają w sobie ogromną odwagę”
Olsen wyjaśnia, że model działalności szpitala polowego Czerwonego Krzyża jest podobny bez względu na to, w jakiej części świata się pracuje. Dzięki temu łatwo włączyć się w działanie placówki i przejąć poszczególne obowiązki. „Bardzo dobrze współpracowaliśmy z lokalnym personelem medycznym, który jest nie tylko świetnie wykwalifikowany, ale – w moich oczach – również niezwykle odważny” – podkreśla.
W skład szpitala polowego wchodziły m.in. izba przyjęć, oddział chirurgiczny i mały oddział chorób wewnętrznych. Oprócz tego były oddziały dziecięcy, ginekologiczny i położniczy. To właśnie ta ostatnia część przynosiła promyk nadziei i radości w tej dramatycznej sytuacji. „Każdego dnia odbieraliśmy porody, w tym cesarskie cięcia, i wszystkie przebiegały pomyślnie. To był bardzo pozytywny aspekt naszej pracy” – mówi lekarz wojewódzki.
Olsen, która jest lekarzem rodzinnym z wykształcenia, chętnie wyjechałaby tam ponownie, jeśli nadarzyłaby się okazja. Podkreśla, że to, czego doświadczyła, pozwoliło jej spojrzeć na życie z innej perspektywy. „Zmieniłam trochę punkt widzenia i mam nadzieję, że ten stan utrzyma się jeszcze jakiś czas po moim powrocie”.
Dział: Świat
Autor:
Hanne Larsen, Jo Hermstad Tronsen, Irmelin Kulbrandstad | Tłumaczenie: Bartłomiej Basta - praktykant fundacji: https://fundacjaglosmlodych.org/praktyki/